Zanim podam przepis, napiszę iż NIGDY sosy serowe nie były moimi ulubionymi, no chyba, że zanikał gdzieś w potrawie np. lazanii (w przeciwieństwie do mego lubego). Sos serowy (z torebki + jakieś dodatki) z makaronem robiłam tylko ze względu na upodobania mojej rodzinki, która uwielbia makarony, a ja raz na jakiś czas byłam w stanie się przełamać i zjeść takowy obiad.
Dziś nastąpił przełom. Kilka dni temu postanowiłam sama ugotować sos serowy. Skleiłam kilka przepisów i rad z forum „do kupy” i wyszło…niebo w gębie! Sos serowy, który przebija wszystkie, jakie jadłam do tej pory!
W przygotowywaniu sosu serowego najwięcej zachodu jest z krojeniem cebuli, ale jeśli z tym sobie radzisz, to reszta pójdzie ci raz dwa.
Do sosu potrzebowałam:
- średnią cebulkę
- 2 małe opakowania śmietany 36% (podobno może być i 30%)
- 100g sera pleśniowego Lazur niebieski (pono nie może być zielony bo śmierdzi!!!)
- 100g serka topionego śmietankowego Hohland
- troszkę Wegety
- 1 trójkącik serka topionego szczypiorek i cebulka
- olej
W teflonowym rondelku wstawiłam olej (około 1 łyżki), aby się rozgrzał, w tym czasie pokroiłam dość drobno cebulkę, a następnie zeszkliłam ją. [Wszystkie czynności od tej pory robiłam na niewielkim ogniu.] Dalej do rondelka wrzuciłam śmietanę, a kiedy zaczęła bulgotać – pokrojony w kostkę ser pleśniowy. Od tego momentu drewnianej łyżki prawie nie wypuszczałam z ręki, aby nic nie przywarło a serek szybko się rozpuścił. Na koniec dodałam serki topione i wegetę, i mieszając czekałam aż sos będzie miał jednolitą konsystencję i zacznie bulgotać.
Sos jest tak smaczny, że jak spróbowałam, to trudno mi było odejść od garnka /niestety jest też baaaardzo kaloryczny 🙁 /.